Programiści zamiast kierowców ciągników
Jak robotyzacja zmieni rolnictwo
Według różnych szacunków w najbliższych latach w skali globalnej rolnicy będą wydawać od 5 do 11 mld dolarów rocznie na automatyzację i zakup robotów. A do 2050 roku eksperci przewidują, że liczba ta wzrośnie do 240 miliardów dolarów i choć roboty na polach wydają się marzeniem fanów nowych technologii, naukowcy już myślą o tym, jak elektroniczni asystenci zmienią kompleks rolno-przemysłowy.
Na stronie jednej z firm tworzących prototypy uniwersalnych robotów polowych pojawił się film promocyjny. W nim rolnik podchodzi do hangaru, otwiera drzwi, a potem z nadzieją patrzy na robota stojącego w pomieszczeniu. Farmer wygląda tradycyjnie: w zakurzonych dżinsach, bejsbolówce, z opalonymi dłońmi i twarzą. Może się jednak zdarzyć, że produkty firmy zajmującej się marketingiem robotów mogą sprawić, że to pojęcie rolników stanie się przestarzałe. A twardych pracowników o zrogowaciałych dłoniach zostaną zastąpieni przez maniaków w okularach w rogowej oprawie (geek – od angielskiego słowa „entuzjastyczny”), których można teraz zobaczyć tylko w megamiastach, siedząc z laptopami w kawiarniach.
Maniacy na farmach
Roboty zaangażowane w rutynowe prace, takie jak pielenie, są nadal rzadkością. Nawet autonomiczne traktory wciąż są testowane i nie stały się powszechne. Ale w gospodarstwach mlecznych roboty już zajęły swoją niszę. I to właśnie w gospodarstwach zauważalny staje się proces zmiany pokoleń rolników. Na w pełni zrobotyzowanych farmach jest więcej mężczyzn i młodych ludzi.
Liczby mówią same za siebie. W zrobotyzowanych farmach ponad 70% pracowników to mężczyźni. A w zwykłych gospodarstwach mężczyźni i kobiety są mniej więcej równi. Ponad połowa zrobotyzowanych robotników rolnych ma wyższe wykształcenie. W gospodarstwach tradycyjnych około 90% pracujących posiada wykształcenie średnie specjalistyczne lub tylko szkolne. I wreszcie, prawie połowa zrobotyzowanych pracowników farm to osoby w wieku od 18 do 29 lat. W gospodarstwach tradycyjnych pracują głównie ludzie średniego i starszego pokolenia. W kontekście robotyzacji operatorzy dojarki maszynowej są zastępowani przez zrobotyzowanych operatorów udojowych, a hodowców bydła zastępują technicy zajmujący się konserwacją robotów.
Mniej pracy fizycznej i szkód dla środowiska
Badacze zwracają uwagę na jeszcze jeden ważny trend. Robotyzacja spowoduje całkowity zanik pracy fizycznej w rolnictwie. Mowa tu przede wszystkim o produkcji owoców, warzyw, jagód i grzybów.
Pozytywne jest to, że mniej osób będzie codziennie zatrudnianych na stanowiskach szkodliwych dla ich zdrowia. Robot-android może zastąpić około trzech pracowników w szklarniach. Do sprzątania na powierzchni 1 ha potrzeba średnio 11 stałych pracowników. Tylko 4 roboty mogą wykonać tę samą pracę.
Oczywiście właściciele szklarni będą przede wszystkim zainteresowani efektem ekonomicznym. Tymczasem naukowcy są przekonani, że robotyzacja przyniesie korzyści ludności wiejskiej. Na przykład w szklarniach z ogórkami temperatura jest utrzymywana do plus 29 stopni przy wysokiej wilgotności. W glebie i oparach występują śladowe ilości nawozów mineralnych i różnych chemikaliów. „Zastępując ludzi pracujących w szklarniach robotami, możliwe będzie znaczne zmniejszenie udziału zasobów pracy zaangażowanych w potencjalnie niebezpieczną produkcję” – twierdzą naukowcy.
Ponadto roboty zmniejszą negatywny wpływ rolnictwa na środowisko.
W tym samym badaniu eksperci zauważają, że autonomiczne samoloty rolnicze mogą stać się powszechne w najbliższej przyszłości. Do tej pory są one wykorzystywane głównie do monitoringu terenowego. Rolnicy mają już narzędzia do szybkiego identyfikowania słabych punktów – obszarów o niskich plonach. W przyszłości drony będą nie tylko monitorować pola, ale pomogą eliminować takie obszary.
Na przykład mogą punktowo rozpylać nawozy lub pestycydy. A to obniży koszty rolników. I co również ważne, znacznie ograniczą przedostawanie się szkodliwych substancji do gleby i wód gruntowych.
Neoluddyści i nowe rolnictwo
W tym roku w Kalifornii odbyło się kilka marszów robotników rolnych, domagających się lepszych warunków pracy. A wśród haseł znalazło się żądanie zakazania zwalniania ludzi, zastępowania ich robotami. Kalifornia jest głównym regionem rolniczym Stanów Zjednoczonych. I obszar najbardziej zaawansowany technologicznie – tutaj testuje się wiele najnowszych wynalazków. A jak donoszą lokalne media, roboty na polach i winnicach zaczęły miejscami wypierać pracowników o niskich kwalifikacjach. Jednym z powodów protestów było pojawienie się robotów zbierających truskawki. Właściciel gospodarstwa wymienił nimi około 20 osób. Następnie policja poinformowała lokalne publikacje, że obawia się ataków oburzonych pracowników na roboty. Wściekli migranci są już nazywani potencjalnymi luddystami. Ruch ten, jak pamiętamy, powstał w Europie na początku XIX wieku. Następnie robotnicy niszczyli sprzęt w fabrykach, wierząc, że pozbawia ich to zarobków.
Jednak jednocześnie roboty dają rolnikom nową nadzieję
W tym w Polsce. Branża produkcji robotów jest zaprojektowana w taki sposób, że nie wszystko jest dyktowane przez dużych producentów. Małe firmy już teraz zakładają produkcję zarówno wysokospecjalistycznych robotów, jak i uniwersalnych asystentów elektronicznych. I to właśnie robią rolnicy. Zwłaszcza dla tych, którzy zajmują się uprawami nieciekawymi dla gospodarstw rolnych.
„Możemy zobaczyć, jak małe i średnie gospodarstwa przodują we wdrażaniu automatyzacji. Od tysiącleci rolnicy myślą nieszablonowo, aby znaleźć rozwiązania codziennych problemów. Chcą współpracować ze startupami. Rolnicy codziennie myślą: Oto wyzwanie, jaką innowacyjną sztuczkę mogę zastosować, aby je rozwiązać? Kevin Dunlap, współzałożyciel i partner zarządzający Calibrate Ventures, podzielił się swoją opinią z VB.
W Polsce sytuacja może rozwinąć się w ten sam sposób. Duże firmy wolą zajmować się uprawami przemysłowymi: zbożem, słonecznikiem, kukurydzą. I na przykład niektóre warzywa są nadal uprawiane głównie w małych gospodarstwach, przy użyciu pracy fizycznej. Wraz z pojawieniem się robotów zapotrzebowanie na pracowników sezonowych zmniejszy się, a liczba produktów wręcz przeciwnie wzrośnie. A to całkiem możliwe, że pozwoli polskim rolnikom skutecznie konkurować z producentami tanich warzyw z krajów południowo-wschodnich.